Portlandzkie
Róże portlandzkie to mała grupa róż o bardzo dużym znaczeniu historycznym, jednocześnie niedoceniana przez architektów krajobrazu. A że warto na nie spojrzeć łaskawym okiem, możemy zobaczyć na fotografii wykonanej przeze mnie w ogrodzie botanicznym Kew Garden . Imponująco prezentuje się ta monumentalna rabata złożona z samej jeno Paestany. Oczami wyobraźni widzę płonącą ją kwieciem w pełnej krasie.
Dziś jednakże róże z tej grupy wegetują na marginesie mainstreamu hodowlanego i zapewne jeszcze długo bym o nich nic nie napisał, gdyby nie osobisty urok róży Comte de Chambord. Wyhodował ją w roku 1858 Robert, krzyżując świetną remontantkę Baronne Prevost z jakąś bliżej nam nie znaną różą portlandzką. Jak widzimy naszego księcia de Chambord równie dobrze moglibyśmy sklasyfikować jako remontantkę, ale przeważyły pewne istotne desygnaty, które każą nam zaklasyfikować tą piękną różę jako portlandzką. O tych cechach powiemy sobie jeszcze nieco później.
Skąd się wzięły? Pod koniec XVIII wieku we Francji sprzedawane były co najmniej cztery odmiany róż damasceńskich Four Season Rose/ powtarzających kwitnienie/. Nic więc dziwnego, że tylko kwestią czasu było kiedy hodowcy sięgną po nie by ucieszyć nas jakimiś nowymi kreacjami, które będą powtarzały kwitnienie. Wydawało się, że czekać trzeba było na zupełną nowość na rynku. Do niedawna uważano , że chodzi o przybysza z Chin, Slater’s Crimson China, który/ jak dedukowano/ skrzyżowany z jakąś damasceńską np. Quatre Saisons / rosa damascena bifera/ dał w efekcie portlandzkie. Jednakże stosunkowo niedawne, dopiero początkujące a przez to bardzo drogie badania genetyczne wykazały, że zupełnie inaczej wyglądają owe genetyczne odciski palców. W genotypie róż portlandzkich nie znaleziono, nie doszukano się genów róż chińskich a za to – jak najbardziej – genów R. gallica. W ten oto sposób autorzy zajmujący się problematyką róż historycznych musieli szybko przedefiniować ich genealogię. Zwraca na to uwagę Peter Beales w swojej Passion for roses, str. 78.
Tak to doczekaliśmy się pierwszych róż Portlandzkich, których to rodzinę dziś możemy ocenić na 200 -300 odmian, które to da się zidentyfikować z opisów odmianowych i starych katalogów. W kolekcjach jest ich znacznie mniej, nie więcej jak 40 -5o- odmian a w obrocie handlowym opracowanie Dobsona i Schneidera ” Combined Rose List” za rok 2010, wymienia około 15 odmian. Grupę tych różanych piękności nazwano portlandzkimi ponoć w hołdzie dla wielkiej miłośniczki i znawczyni róż- księżnej Portland. Jeżeli tak będziemy twierdzić nie zrobimy większego błędu, jednakże skrupulatnych czytelników chciałbym ostrzec, że zdania w tej materii są bardzo podzielone i znajdziemy szereg równie przekonywujących innych wyjaśnień. Możemy na ten przykład przeczytać całkiem wiarygodną opowieść o tym jak to księżna Portland podróżując po Włoszech/ a nie mamy potwierdzonych faktów historycznych, że tak było/ przywiozła ze sobą purpurowo czerwoną, pojedynczą, rosa damascena Paestum, która to miała unikalną wówczas zdolność powtórnego kwitnienia. Róża ta trafia również do rosarium cesarzowej Józefiny w Malmaison, gdzie to jej nadworny ogrodnik monsieur Dupont raczył był nazwać ten okaz imieniem księżnej po prostu Duchesse of Portland. Dalej to byłoby tak jak we wcześniejszej wersji. W ten oto sposób otwiera się furta do rodziny róż Portlandzkich. Nie jest to jednakże takie proste. Tak sprawa wyglądać będzie z francuskiego punktu widzenia. Anglicy tą problematykę widzą nieco inaczej. Harkness zajmując się tym tematem, twierdzi , że temat jest tak trudny do uchwycenia jak rtęć. Slater’s Crimson China wszak z Chin przybył do Anglii. Tak więc to w Anglii powstała pierwsza portlandzka. Najprawdopodobniej w posiadłości księżnej Portland. Harkness jest wyjątkowo ugodowo nastawiony. Porównał rosnącą w Bagatelle ową pierwszą portlandzką z Francji z tą rodem z Anglii i wyszło mu na to , że różnic w wyglądzie tych róż nie da sprowadzić jedynie do czynników środowiskowych. Może więc , powiada, są po prostu dwa tropy. Trop Angielski z udziałem Slater’s Crimson China i trop francuski, owa Paestana przechszczona przez Duponta na Duchesse of Portland. Ta druga byłaby już raczej krzyżówką Autumn Damask i jakiejś galijskiej. Czyli byłaby to gałąź bez udziału róży chińskiej. W ten oto sposób Harkness proponuje rozwikłanie dylematu Grahama Thomasa , który w swojej Rose Book w jednym miejscu podaje, że jest to wynik krzyżówki damasceńskiej z chińską a w drugim sugeruje, że w świetle najnowszych ustaleń tym drugim rodzicem mogłaby być galijska. Te próby Petera Harknessa zawarte w jego Encyklopedii róż – Warszawa 1993 są udane i przekonywujące , ale w świetle cytowanych wcześniej badan genetycznych – bezprzedmiotowe. Na jeszcze jeden aspekt tej zawiłej historii zwrócę uwagę. Otóż Peter Harkness w swoim artykule zamieszczonym na internetowych łamach Historic Roses Group – śmiało poddaje w wątpliwość czy nazwa tej róży ma jakikolwiek związek z jakąś księżna portland. A jeżeli już to z którą. Wszak ta, o której sie najczęściej mówi zmarła w roku 1794. Dodatkowo – jak zauważa- w owych czasach nie było zwyczaju nazywać róż imionami wielkich. Więc jeżeli już portland czy portlandica, to od siedziby rodu i tamtejszych słynnych ogrodów. Podobnie jak i inna słynna róża, Belle de Trianon od nazwy równie słynnych ogrodów paryskich. P.Harkness idzie o jeszcze jeden krok dalej. Mówi: może nazwa ta nie pozostaje w związku z żadną z księżnych, tylko księcia Portland, wpływowej podówczas persony, której zwieńczeniem kariery była przez pewien czas teka ministra. Wszak Redoute, obrazując tę różę podpisał ją portlandica. Duchesse de Portland było już późniejsze. skąd się wzięło? No, na to pytanie niech już sobie odpowiedzą kolejne pokolenia badaczy.
Słynny rosarianin Belgijski Pierre Lauvers na swojej stronie internetowej pisze o portlandzkich tak oto -”Długo wierzono, że to hybryda R.Chinensis, co tłumaczyłoby jej zdolność powtarzania kwitnienia, zwłaszcza jeżeli starannie usuwamy wszystkie przekwitłe kwiaty. Najnowsze odkrycia, pokazują nam jednak, że nie ma tam żadnego wpływu róż chińskich, że to mutacja odmian rodzimych. Wiemy także, ostatnio, że Damasceńskie, powtarzające kwitnienie mają dokładnie to samo pochodzenie, wszystkie pochodzą od krzyżówki R.Gallica, R.Moschata i R.Fedtschenkoana. Pierwsza nie powtarza, druga późno kwitnie, a ostatnia jest dziko rosnącym, powtarzającym kwitnienie gatunkiem z Azji Centralnej. Wszystkie natomiast róże Damasceńskie są faktycznie najprawdopodobniej mutacją samych siebie. Dla mnie, róże portlandzkie to tylko jedna z tych mutacji. Byłaby to mutacja karłowa i powtarzająca kwitnienie – róż damasceńskich.”
Znacznie dalej posunął się w swoich dociekania Peter Beales. W swojej słynnej książce „Clasic Roses” na stronie 31 i dalsze znajdziemy interesujące rozważania, które może nie byłyby dość odkrywcze by były warte zacytowania gdyby nie to, że Beales postanowił niejako powtórzyć eksperymentalnie przypuszczalną drogę jaką musiała przebyć ta grupa róż by stać się tym co dziś możemy podziwiać. Jak wynika z jego słów , zadowalających wyników nie uzyskał , ale przypadkowo, niejako po drodze zdarzyła mu się piękna róża James Mason,będąca właśnie mieszańcem galijskiej. Innym wnioskiem jaki wyciągnął ze swych eksperymentów jest obserwacja, że użycie galijskich daje w efekcie krótkie, zwarte krzewy, które to spostrzeżenie tłumaczy dlaczego praktycznie wszystkie portlandzkie mają właśnie taki wyprostowany pokrój .
Róża portlandzka, jest to zwykle niewielki krzew o wzroście nie przekraczającym półtora metra i pionowym pokroju. Roślina będzie nam pod tym względem przypominała współczesne mieszańce herbatnie. Ale tylko tyle, bo już liście , na ogół jasno zielone, matowe i bardzo zdrowe nie mają nic wspólnego z mieszańcami herbatnimi. Z ulistnieniem wiąże się też inny bardzo ciekawy szczegół. Otóż lubią mieć tuż pod pąkiem kwiatowym frywolny i zawadiacki okółek liści bardziej/Jacques Cartier/ lub mniej/ Comte de Chambord/ zaznaczony. Nadto krzewy są bardzo gęste a liście rozmieszczone blisko siebie. Cecha ta jest zaletą , ale też i wadą gdyż w tej gęstwinie często giną kwiaty. Liście cieszą nasze oko również prawie zupełną odpornością na choroby grzybowe. Z małym wyjątkiem. W niektóre lata mogą być porażane , zwłaszcza te przekarmione azotem , przez mączniaka prawdziwego. Co do rośliny, to bardzo mocno zaznaczyć należy ich znakomitą mrozoodporność definiowaną na ogół na około -30c. Patrząc na nasze przygody z mrozami nie traktowałbym tej informacji jako mało istotny szczegół. Chwacko się w ostatnim okresie spisały, nie wymagały okrycia a i w związku z tym cięcie można było dostosować do naszych potrzeb i upodobań. Dwie następujące po sobie zimy o spadkach temperatur nie przekraczających – 20c pokazały jeszcze jedną cechę. Otóż krzewy niektórych odmian- np. Jacques Cartier osiągnęły ponad 150 cm. Niezbędnym więc okazało się cięcie ograniczające ich wzrost. To tyle o roślinie będącej ozdobą samą w sobie, a mamy jeszcze kwiaty.
Nie wiem czy można powiedzieć o nich, że są ciągle kwitnące. Ostrożnie mówiąc – powtarzają kwitnienie. Zawiązują kwiaty niezwykłej wprost urody, świetnie się dziś wpisujące w aktualną modę na „stare róże” i im podobne. Kwiaty ich charakteryzują się tym , że są mocno „upakowane”, składając się z reguły 50 do 100 płatków. Pewnym wyjątkiem jest tu praktycznie półpełna Duchesse de Portland i trochę od niej pełniejsza – Marbre .Jest jednak w nich coś więcej, to trudne do określenia coś, co czyni zasadniczą różnicę jakościową pomiędzy współczesnymi różanymi podróbkami a zweryfikowaną przez dwieście lat uprawy jakością róż portlandzkich. O tej jakości wspaniałych wszak mieszańców Austina i innych współczesnych jego naśladowców będziemy mogli mówić dopiero za kolejne 100-200 lat, gdy to praktyka zweryfikuje ich przydatność . Ich zapach prawie z reguły będzie przywodził reminiscencje swych wielkich przodków, róż damasceńskich. W wyniku dalszych krzyżówek, stały się one jak gdyby pasem transmisyjnym tego rodzaju zapachu do róż współczesnych. Nieraz opisując zapach współczesnych kreacji przyrównujemy go do tego niezrównanego zapachu róż damasceńskich.
Wspomnę o jeszcze jednej właściwości tej odmiany. Otóż jej korzenie rozrastają się bardzo mocno. Dlatego mimo ich kompaktowego pokroju, nie będą nadawały się do uprawy kontenerowej.
Ich walory, doceniane są przez hodowców. Mam tu na myśli zwłaszcza Austina , który Comte de Chambord, użył w swoim programie hodowlanym. Współcześnie, grupa hodowców skupiona przy Rolfie Siewersie również w swoim programie hodowlanym ma wykorzystanie róż portlandzkich .
Ze wspomnianych wcześniej kilkuset stworzonych odmian róż, które możemy określić jako portlandzkie, zweryfikowałem poprzez Combined Rose List 2010/ zapewne nie wszystkie/ kilkanaście odmian będących w obrocie handlowym. W kolejności alfabetycznej będą to:
Arthur de Sansal – Dickerson klasyfikuje ją jako remontantkę
Blanc de Vibert – możemy ją też znaleźć zaklasyfikowaną jako damasceńską.
Comte de Chambord – poza własnym niezaprzeczalnym urokiem stała się odmianą niezwykle ważną dla róż współczesnych jako, że jest jednym z założycieli English Roses Austina.
Duchesse of Portland – w zasadzie damasceńska/mieszaniec róży damasceńskiej/. Portlandzką stała się , mówiąc żartobliwie , przez mianowanie.
Delambre – różnie klasyfikowana. Jako damasceńska powtarzająca kwitnienie, lub jako portlandzka.
Indigo – jedna z najlepszych ciemnofioletowych róż. Należy do tzw twardego rdzenia portlandzkich.
Jacques Cartier- wyróżnia się pięknym, mocnym zapachem
Marbree- raczej damasceńska, ale jako, że bardzo przypomina portlandzkie…
Mme Knorr – klasyfikowana również jako remontantka
Portland Rose – lub inaczej Portlandica czy też Duchesse de Portland
Portland from Glendora
Prado’s Purple Cabbage
Rembrandt -zaliczymy ją do grupy cętkowanych
Rose de Rescht – postawił bym tu duży znak zapytania. Wszak róża ta pojawiła się poza europejskim nurtem hodowli a jej przodkowie są nieodgadnieni.
Rose du Roi – różnie się o niej pisze, również i to , że to damasceńska powtarzająca kwitnienie, jak i to że to pierwsza remontantka. HMF podaje, że to krzyżówka jakiejś portlandzkiej z galijską.
Stephen’s Fragrant
Yolande d’Aragon. – Ta siewka Belle de Trianon często też bywa uważana jako jedna z pierwszych remontantek.
Mimo skromnej reprezentacji, nie stanowią jednolitej rodziny. Obok stricte portlandzkich jak Portlandica, rodzina owych mniej lub bardziej prawdopodobnych Rose du Roi, czy Indigo – są też zaliczone do tej grupy czysto umownie jak Rescht, Marbree czy Yolande d’Aragon .
Proszę mi pozwolić szczególnie wyróżnić odmianę Comte de Chambord. Nie to bym uważał ją za najpiękniejszą z portlandzkich/ no nie, niczego jej nie brakuje/ bo z najpiękniejszą z tej grupy , osobiście uważam Mme Knorr, ale bezdyskusyjnie nobilitują ją zasługi w powołaniu do życia i rozwoju English roses.
Jeszcze pozwolę sobie na osobistą uwagę. Jakże urocze a jednocześnie strasznie naiwne jest dążenie człowieka do uporządkowania i ujednoznacznienia świata. Jednakże jego bogactwo z wielkim trudem poddaje się klasyfikacji. Bogactwo form życia jest tak przemożne, że człowiek nie dał sobie rady nawet z wyjaśnieniem swego pochodzenia. To tak jak źródła rzeki. Dopiero pod koniec XX wieku, dysponując wyrafinowanym gadżetami udało się ustalić źródła Amazonki. Nie znaczy to by wszyscy zaakceptowali oficjalną wykładnię. Podobnie widzieć należy i pochodzenie portlandzkich. Brent Dickerson wielce się napracował by pokazać nam , że pierwszy mieszaniec herbatni – La France wcale nie był pierwszy. Przed nim powstało wiele odmian , które w równej mierze zasługiwały na to by być uznane za pierwsze. Że to będzie La France ustalono arbitralnie a Henry Bennet, który wcześniej uzyskał mieszańce herbatnie zgodził się na to – by wreszcie uznano, że powstaje nowa klasa róż – mieszańce herbatnie. Angielskie Królewskie Towarzystwo Różane , jeszcze przez kilkanaście lat nie przyjmowało tego faktu do wiadomości. Tak się też rzecz miała i w przypadku powstania portlandzkich. Wiele równoprawnych małych strumyczków z czasem dopiero dało rzeczkę o nazwie portlandzkie. Wyraźnie zdefiniować się ich nie da, jest ich za mało. W tym samym bowiem czasie kształtowały się dwa inne potężne nurty, które na stulecie zdominowały hodowlę róż. Najpierw Remontantki a potem mieszańce herbatnie.
Marian Sołtys Włodawa 13.05. 2011
sobota, 14 Maj 2011 o godz. 18:11
Panie Marianie, czy można u Pana kupić sadzonki róż okrywowych?
sobota, 14 Maj 2011 o godz. 19:25
Witam Panią!
Przykro mi , ale ja nie jestem już hodowcą tylko gawędziarzem