Uprawiając pnace róże cz. II

Część poprzednią zakończyliśmy omawiając wady i zalety uprawy róż pnących z wykorzystaniem tak solidnych elementów architektonicznych jak ściany i różnego rodzaju mury. Trejaż , któremu teraz chciałbym poświęcić kilka zdań, to rodzaj kratki, siatki w wielu przypadkach wprost niezbędnej jako wykończenie tarasu , ganku czy werandy. Jest to niesłychanie wdzięczny motyw architektoniczny i zda się wszelakie pnącza są jego niezbywalną cechą.Pędy róż wdzięcznie przenikając się przez owe ażurowe konstrukcje mogą być dowolnie przeplatane i przymuszone bez większego kłopotu, do poziomego położenia co w następnym roku zaskutkuje zwielokrotnionym kwitnieniem. Przewiew jaki ten sposób roślinie zapewniamy, ma kapitalne znaczenie dla jej zdrowotności. Są też i minusy. Owe pędy, tak wdzięcznie poprzeplatane, trzeba będzie kiedyś usunąć. Nie jest to przyjemne zadanie. Trejaże towarzyszą bywalcom ogrodu w bezpośredniej bliskości. Rzekłbym ocieramy się o nie. Róże natomiast to z reguły kolczaste potwory. Dlatego tak kochamy ” Zefirynkę” mimo jej niewątpliwych wad. Jednak znajdzie się jeszcze kilka odmian, które dopuściłbym do tak bliskiego towarzystwa.

PERGOLA

To bardzo poważna sprawa. Wymaga dokładnego przemyślenia i starannego zaprojektowania. Można by powiedzieć cóż tu projektować. Koniec końców i tak sprowadzi się to do dwu rzędów słupów połączonych rodzajem belkowania. No tak, w przypadku rezydencji ziemiańskich sprawa była prosta. Było to po prostu połączenie kuchni/wówczas nie zintegrowanej z częścią mieszkalną/ z budynkiem reprezentacyjnym bądź też ogólnie połączenie poszczególnych części składowych posiadłości. Dziś pergola jak gdyby się od tej funkcji pierwotnej wyalienowała stając się elementem dekoracyjnym samym w sobie. Trzeba uważać by pergola, w końcu umówmy się, podpora, nie stała się ważniejsza od naszej ukochanej róży którą ma podpierać. Jeżeli zdecydujemy się na ten ważący wielce element architektury ogrodowej nie zapominajmy, że ma on współgrać z charakterem domostwa. Jeżeli pergola jest częścią domu, na ten przykład ochraniając duży wąski taras- jej charakter bezwzględnie musi nawiązywać do architektury domu. Jeżeli jest w głębi ogrodu nie związana wizualnie z domem możemy trochę popuścić wodze fantazji. Jednakże nie wyobrażam sobie pergoli o rustykalnym charakterze wykonanej z ledwie okorowanych okrąglaków, dodatkowo z zaznaczonymi sękami, towarzyszącej domostwu miejskiemu. Do charakteru pergoli należałoby też dobrać odpowiednie odmiany róż. Nie chciałbym niczego narzucać , ale róże drobnokwiatowe, kwitnące wiechami widziałbym raczej w klimatach rustykalnych, natomiast eleganckie i wytworne klimbery wielkokwiatowe, jakieś stare mieszańce herbatnie, czy noisette kojarzą mi się z bardziej formalnymi założeniami.

ŁUKI

Muszą być w każdym ogrodzie. I są, towarzyszą wiernie różom od samego początku. Z pozoru niby nic wielkiego . Ot dwie kolumny połączone ze sobą bądź poprzeczką , bądź też łukiem. Ale też ta prosta konstrukcja może spełniać wiele funkcji. Najważniejsza to zaakcentowanie wejścia do naszej różanki, może też spełniać poważniejszą rolę strażnika wejścia do domostwa. Onegdaj w większych rezydencjach rolę strażników domostwa pełniły na ten przykład dwa pokaźne drzewa. Dziś, gdy nasze działki budowlane minimalizują się, dla takich strażników mogłoby nie stać miejsca. Róże bez kłopotów i z wielkim wdziękiem tą rolę przejmą. Gdy już wiemy po co je stawiamy, powiedzmy sobie w kilku zdaniach jak. Może to być konstrukcja prosta tak jak na początku napisałem ale można też ją rozwijać i ubogacać . Łuk można bowiem rozpiąć nad dwoma i więcej filarami, może z tego powstać nawet tunel.

ogrod-botaniczny-warszawa-heidelberg-wroobel.jpg american-pillar-ogrod-botaniczny.jpg W różance Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Warszawskiego widzimy łuki wprowadzające na sam teren różanki skonstruowane z ozdobnej siatki/kratki?/ żeliwnej na której , tu na fotografii rozpina się American Pillar. Rozwiązanie to nie jest tanie, ale zwięzłe obszarowo i idealne dla tych którzy mają pieniądze , ale nie mają zbyt wiele miejsca. Wspomniałem o tunelu stworzonym z wielu powtarzających się łuków. Widziałem piękne rozwiązanie pośrednie w świeżo powstałym ogrodzie zakonnym w Kodniu – koło Białej Podlaskiej. Tunele ochraniają tam ścieżki spacerowe a okryte są zwykłą ocynkowaną siatką, a po tej konstrukcji pną się wdzięcznie róże. Wpadnę tam latem zobaczyć jak też sobie poradzili z mrozami to wówczas dołączę fotografie.

Nasze łuki nie są zarezerwowane tylko i wyłącznie dla róż. Jeżeli zechcemy ów łuk umieścić jako element ozdobny akcentujący, rozgraniczający przejście z wnętrza ogrodowego o jednym charakterze do wnętrza o o odmiennym klimacie , zapewne zastosujemy kompozycję mieszaną. Na ten przykład róża z powojnikiem bądź też z aromatycznym wiciokrzewem. Milin jako towarzysz róży , już może nam sprawić niejakie kłopoty ze względu na jego niepohamowany apetyt na przestrzeń. new-dawn.jpg Na tej fotografii z mojego ogrodu pokazywany łuk, czy też raczej bramka, dźwiga fantastycznie rozrośniętą New Dawn(po zimie 2010 już jej nie ma) a towarzyszy jej clematis Jackmanii oraz trzmielina, której na ową konstrukcję nie zapraszałem. Sama się na nią wspięła ku pożytkowi a i radości naszej.

Letni domek, altanka

Anglicy, na określenie tego elementu architektury ogrodowej mają doskonałe słowo- Arbor. My, pozostańmy przy naszym bliskim choć nieprecyzyjnym określeniu altanka. Jest to połączenie owych wcześniej omawianych łuków, kolumn i trejaży w jedną spójną całość. Może to być domek lub altanka rozumiana dosłownie jako konstrukcja ciesielska gdzie róże są li tylko pięknym ale jednak tylko dodatkiem . Ale może również być domek z róż poczynając od tak ulotnej konstrukcji jak posadzenie czterech krzewów n a skrzyżowaniu alejek i spięcie ich pędów wdzięcznymi łukami. Może to być też stateczna konstrukcja jak gdyby zminiaturyzowanej pergoli składającej się z 4-6 słupów połączonych jakimś rusztowaniem. Pole do popisu jest nieograniczone. Pamiętajmy tylko o proporcjach . Im więcej w naszym zamyśle róż, tym skromniejsza winna być konstrukcja sprowadzająca się do funkcji podpór dla naszych ukochanych. I odwrotnie. Im solidniejsza i wytworniejsza konstrukcja tym bardziej róże winny być jeno towarzyszami ale niezwykle starannie dobranymi.

Wreszcie żywopłoty.

Mamy wiele odmian róż, które bardzo chętnie podejmą się tej niewdzięcznej roli obrońcy naszej posesji, ale możemy umyślić sobie żywopłot który przed niczym nie broni a jeno rozgradza lub li tylko podkreśla coś czy coś zaznacza. Do każdego z tych wariantów – zastosowań znajdziemy odpowiednie odmiany. Jeżeli umyślilibyśmy sobie ,że zrobimy żywopłot odgraniczający naszą posesję od, dajmy na to, niezbyt lubianego sąsiada wówczas zrobienie takiego żywopłotu z róż pnących nie będzie łatwym zadaniem . Ułatwimy je sobie sadząc róże na siatce ogrodzeniowej, która wprawdzie jest skuteczną przegrodą ale nie jest zbyt estetyczna. Nadto odgradza fizycznie ale nie oddziela wystarczająco skutecznie optycznie. Problem w tym, że nie znajdziemy wystarczająco mrozoodpornych róż pnących ,które w naszym klimacie taką funkcję pełnić by mogły. Na myśl przychodzi mi jeno rugosa a z klasycznie pnących to poleciłbym Lykkefund, może Flamentanz no i niewiele więcej. Jeżeli natomiast nie mamy zbyt wysoko postawionych wymagań to dodałbym jeszcze rosa canina , rosa pimpinellifolia np r. glauca no i Harrison Yellow. Z takich krzewiasto- pnących wymieniłbym jeszcze r. multiflora. Stosunkowo łatwiej i prościej byłoby skonstruować żywopłoty z róż krzewiastych , ale to już przekracza granice tematyczne tego szkicu.

Inne zastosowania.

sciana-roz

Przeglądając blog Pani Ewy Jarmulak rosarium.org.znalazłem cudowną, autorską propozycję zastosowania /użycia/ róż pnących. Nazwała to ścianą kwiatów. W istocie jest to rodzaj żywopłotu. Pomysł tyleż prosty co niezwykle inspirujący i nadający się do twórczego rozwijania i przekształcania.Zresztą po co nieudolnie to opisywać. Lepiej sami zobaczmy.Fotografię obok możemy podziwiać dzięki uprzejmości Pani Ewy.

Niezwykłe efekty uzyskamy uprawiając róże pnące, zwłaszcza te o wiotkich pędach, jako formy pienne. Fantastycznie do tego celu będzie się nadawała The Fairy, wystarczająco odporna na mróz by uniknąć niezwykle kłopotliwego zabiegu jakim jest przyginanie naszczepionej korony celem jej skutecznego okrycia. Tworzy ona formy małych rozmiarów. excelsa1a

Jeżeli zamarzy nam się coś solidniejszego, wówczas na wyższym pniu fantastycznie sprawdzi się nam na przykład Excelsa. Tu na fotografii obok, wykonanej w Parku Tete d’Or w Lyonie, widzimy ją na specjalnie przygotowanej trwałej konstrukcji.

Róża pnąca jest idealnym materiałem na przekształcenie umierającego drzewa w pełną wdzięku solidną podporę. Otrzymamy w krótkim czasie bujne, o niepowtarzalnym uroku drzewa różane. Jeżeli i przebieg zimy pozwoli możemy się tym z rok lub dwa nacieszyć. Niestety to nie Kalifornia czy wybrzeże lazurowe i nie dajmy się zwieść barwnym opisom i bałamutnym fotografiom. Łatwiej , wydaje mi się , będzie się przenieść się do Toskanii niż przekształcić nasz ogród różany w kwietny raj. Nie znaczy to by nie należało próbować. Tak popularna u nas i chętnie sadzona śliwa pisardii jest na tyle wstrzemięźliwa we wzroście, że z powodzeniem może współegzystować z dajmy na to z którąś róż Kordesa z serii frulings i nie dławić jej. Kwitnienie tych ni to pnączy ni to bujnych krzewów na tyle się rozmija z kwitnieniem wspomnianej śliwy czy też jabłoni Makowiecki, że otrzymamy w ten to sposób jak gdyby dwa seanse kwitnienia co powinno zadowolić najbardziej wymagających. Że zakwitnie to prawie pewne bo jest wystarczająco mrozoodporna.

frulindsgold-laweczka.jpg Spójrzmy na tą ławeczkę otuloną jedną z frulings/Frulingsgold/ w ogrodzie botanicznym UMCS w Lublinie. Jest ona wystarczająco odporna na nasze warunki mrozowe. Jednocześnie widzimy tu inny przykład zastosowania i wykorzystania uroku róż. Jeżeli na tejże ławeczce będziemy ostrożni w wyrażaniu naszych uczuć i emocji przynajmniej jak jeże, nie powinna nas zbytnio poranić.

Wróćmy jeszcze do wykorzystania drzew jako podpór. Mogą to być nie tylko drzewa. Z cała pewnością znajdą się takie miejsca które a wielu względów estetyką nie grzeszą, bądź nie możemy na nie patrzeć . Bujny krzew pnącej róży rozwiąże ten problem. I nie martwmy się się , że nie jest to Mermaid, nauczmy się cieszyć tym co mamy. Będę zobowiązany za podpowiedzi. Jakie odmiany, jak je wykorzystujemy. Uczmy się wzajem od siebie. I jeszcze jedno, każda formalna konstrukcja ogrodowa wymaga opieki, starannej uprawy i właściwego cięcia. Jeżeli to zaniedbamy, nasz raj różany stanie się naszym czyśćcem a i nie daj boże, piekłem.

6 komentarzy do “Uprawiając pnace róże cz. II”

  1. Magda napisał:

    Śliczne te róże. Muszę wygospodarować trochę miejsca przy pergoli i też posadzić. Póki co powojniki i wiciokrzewy zabierają całe miejsce :)

  2. Bartek napisał:

    Ahh piękna jest ta róża American Pillar. W tym roku wspólnie z żoną przeorganizowaliśmy teren za domem, postawiliśmy pergole i wokół posadziliśmy same róże, które są również oczkiem w głowie teściowej. Już nie możemy się doczekać lipca, kiedy znowu wszystko rozkwitnie. Bardzo fajny blog, dużo cennych informacji podanych w przystępny sposób – dodaje do ulubionych :)

  3. Jolanta napisał:

    Witam
    Zawsze marzyłam o ogródku z róż. Teraz kiedy mieszkam w takim miejscu że mogę ich sadzić ile chcę i gdzie chcę pojawił się inny problem… brak mi wiedzy i doświadczenia. Sąsiedzi mają piękne ogrody, ale dla mnie są tandetne i bez klimatu (czyli gromady kamieni, tui i totalny chaos) i do tego drogie w utrzymaniu. Przepraszam jeżeli kogoś uraziłam. A mi się marzy wyjść na taras i widzieć róże niebanalnie posadzone czy w ciekawy sposób podwieszane (np ten pomysł ze starym drzewem, dla mnie strzał w dziesiątkę! ) a reszta ogrodu w zgodzie z otoczeniem, czyli drzewa bądź krzewy rosnące za płotem. Dla mnie róże dopiero się pięknie prezentują jak są w grupie. Ten blog prezentuje dość ciekawe roziązania. Chętnie będę tu zaglądać. A i jeszcze jedno. Wiem, że opryski są konieczne ale to co robią okoliczni nowobogaccy to się w głowie nie mieści! w samym środku dnia przy największym oblocie owadów robią opryski! I wynik? Już drugi sezon nie ma u mnie na podwórku pszczół! Serce się kraje… Pozdrawiam

  4. S.Kicińska napisał:

    Może warto spróbować zwrócić grzecznie uwagę. Niektórzy robią tak z niewiedzy a niekoniecznie ze złej woli.

  5. Marek Moch napisał:

    ad. Jolanta. Ja też korzystam z blogu p. Sołtysa, dużo informacji, bardzo wartościowy i do tego lekki, przyjemny w czytaniu. Doceniam też nakład pracy w niego włożony. // Polskie ogrody są b. słabe. To fakt. [Za to nasza przyroda, tak nieszanowana, karczowana, pryskana chemią itede, jest boska]. Może warto pooglądać jak to robią w UK. Moim zdaniem są numer 1. Choć przeniesienie tego nie będzie łatwe, klimat inny a i samo oglądanie zdjęć nie da nam koniecznej wiedzy i umiejętności. Ale moim skromnym kierunek taki jest dobry. // Pełna zgoda co do oprysków! Może jednak warto przynajmniej spróbować porozmawiać, jak to pisze S.Kicińska. Co tam, najwyżej nie zadziała, a może jednak.. warto. Pszczoły, dzikie pszczoły, osy, trzmiele, trzmielce i cała ta pozostała czeredka bzygow, złotookow i biedronek .. warto spróbować. Pozdrawiam :)

  6. admin napisał:

    Dzięki za miłe słowa jakie ostatnio mnie spotkały. Włączając się do dyskusji. Jeżeli chodzi o chemiczne zwalczanie szkodników – tu pełna zgoda. Z wyjątkiem jakichś kataklizmowych zdarzeń przyroda sobie sama pomoże. Czasem już oprysk samym mydłem wystarczy.
    Gorzej z chorobami grzybowymi. Róża to istota z innego świata. Do bytowania w naszym klimacie przystosowało się niewiele odmian i jeżeli nie wspomożemy jej fungicydami to marna sprawa. Jednakże by je stosować odpowiedzialnie potrzebny jest dobry sprzęt i głęboka wiedza a tej trudno wymagać od przeciętnego posiadacza ogródka. By osiągnąć poziom przeciętnego działkowicza angielskiego musi jeszcze upłynąć trochę lat.
    I jeszcze jedna, anegdotyczna historia. Pisałem o tym omawiając kwestię pernetian. Pernet, który otworzył furtę dla największej zmory róż – czarnej plamistości – nie miał pojęcia o istnieniu tej choroby. W nasyconej związkami siarki, industrialnej atmosferze Lyonu, czarna plamistość nie występowała. Atmosfera XIX Lyonu działała jak silny permanentny fungicyd. Pernetiany rewelacyjnie rosnące w Lyonie, nie przeżywały już pierwszej zimy w Anglii. Jak więc widzimy a Anglii pernetiany by nie powstały.
    I jeszcze z innej beczki. W szkółkach hodowlanych praktykuje się ze względów komercyjnych bardzo intensywne nawożenie połączone z głęboką uprawą gleby.W takich warunkach róże rosną niezwykle bujnie i nadzwyczaj obficie kwitną. Przeniesione do warunków przeciętnego rosomanes,nie zdającego sobie sprawy jaki one mają apetyt, nie dają sobie rady. Krzewy stają się rachityczne a kwitnienie oszczędne. Dlatego tak ważne jest wymienianie się informacjami pomiędzy rosomaniakami i eliminowanie z obrotu tych odmian, które w warunkach codzienności najzwyczajniej sobie nie radzą.
    Oj, coś się rozpisałem….

Napisz komentarz

You must be logged in to post a comment.